1part, czyli Krótka Twórczość - Jednoczęściówki, epizody, wiersze - próbka Waszego talentu

Forum 1part, czyli Krótka Twórczość Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
"Wir liści" [funfick]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 1part, czyli Krótka Twórczość Strona Główna -> Dramat
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Miyuki
Pisarz bez polotu




Dołączył: 30 Cze 2007
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:35, 16 Maj 2008    Temat postu: "Wir liści" [funfick]

Ostrzeżenie: może zapachnieć slashem.
A poza tym zapraszam do lektury Wink

*

– Dużo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania, prawda, przyjacielu? Brakowało mi ciebie…

To była wieczność! A może tylko chwila? Naprawdę, straciłem rachubę… Bardzo tęskniłem.

– Wiele się zmieniło… Aż za wiele, to już nie jest ta sama wioska, co kiedyś. Gdybyś wtedy do mnie wrócił wszystko mogłoby być jak dawniej, pewnie nawet nie zorientowałbyś się, że zaszły jakieś zmiany! Tak, przecież zawsze byłeś taki… naiwny.

Byłem bardzo naiwny.
Nie, raczej głupi i strachliwy.
Ha! I kto to mówi!?


– Już widzę twoją minę. „I kto to mówi!”. Zapewne byś czochrał mi włosy przed dobre piętnaście minut, zanim bym nie odwołał tych słów. To takie typowe dla ciebie! Ale to prawda, Naruto. Nikt nie znał cię tak dobrze, jak ja. A wszyscy się zmienili, tylko ty pozostałeś taki sam.

Ty też…

– I ja też. Zmieniłem się. Dorosłem. Nie jestem już takim dzieciakiem jak trzy lata temu. Stałem się silny, silniejszy niż kiedykolwiek i ktokolwiek inny wcześniej. Czasami mam wrażenie, że mógłbym przerosnąć nawet ciebie, jeżeli w ogóle jest to możliwe. Ale nie mogę, Naruto. Nie pozwala mi na to pamięć o tobie. Byłeś moim autorytetem, wzorem do naśladowania. Jakby to więc wyglądało, gdybym ja, uczeń, przerósł ciebie, mojego mistrza?

Konohamaru…

– Nie chciałem stać się tak potężny! Próbowałem po prostu nie zostać w tyle; większość shinobich z mojego rocznika zaszła naprawdę daleko. Chciałem również dorównać tobie, twojemu szybkiemu krokowi, którym przemierzałeś życie. Wiele czasu pochłaniały mi treningi, bywały momenty, że stałem na granicy załamania, lecz nie poddałem się. Wyznaczyłem sobie cel – taki sam, jaki ty wyznaczyłeś sobie: by nigdy, choćby świat stawał na głowie, nie tracić wiary w swoje możliwości…

Nigdy nie cofnę danego sobie słowa…

– …i nigdy nie cofać danego sobie słowa. Skoro postanowiłem stać się lepszym i silniejszym, musiałem tego dokonać! Tylko, że… próbując cię naśladować, skradłem twoje nindou, twoją drogę ninja i bezczelnie zacząłem nią kroczyć! Uważałem jednak, że jest to słuszne, robiłem to w myśl twoich marzeń, o których, w czasie wojny, powoli jąłeś zapominać…

Dlaczego, Konohamaru…?

– Chciałem byś przez to stał się szczęśliwszy! Chciałem, by na twojej twarzy znów gościł uśmiech, a nie ta ponura zmarszczka na czole! Myślisz, że tamtej nocy, gdy Sakura odeszła, nie słyszałem twojego szlochu? Twoje łzy bolały, rozdzierały serce, dlatego ja też płakałem. Płakaliśmy razem, a jednak osobno: ty, bo kolejna bliska ci osoba poniosła śmierć w tej bezsensownej gonitwie – ja, bo byłem bezsilny wobec twojego cierpienia.

Chyba właśnie od tamtego wydarzenia zacząłeś mnie unikać, traktować jak cień, jak zwykłą, nic dla ciebie nie znaczącą, osobę. Nawet z przechodniem wymieniałeś kilka słów, a mnie szczędziłeś rozmowy. Martwiłem się, a serce mi krwawiło. Bo nie mogłem zrozumieć, gdzie i jaki błąd popełniłem, co zrobiłem nie tak.

Ja tylko chciałem cię chronić!

– Pragnąłem cię chronić, Naruto! Wiedziałem, jakie przeżywałeś rozterki, jak bardzo cierpiałeś! Wiedziałem, że pod tym typowym dla ciebie uśmiechem kryje się smutek i żal. Trwałeś w przekonaniu, że jesteś silny, ale ja widziałem, jaki naprawdę jesteś. Słaby! Tylko jak miałem ci pomóc, skoro mnie odtrącałeś na każdym kroku?

Myślałem, że przez to będziesz bezpieczniejszy; że unikniesz losu, który spotkał moich przyjaciół…

– Odwróciłeś się ode mnie, zlodowaciałeś na moje gesty, zamknąłeś uszy na moje słowa. Ignorowałeś mnie. Zapominałeś mojego imienia. Mówiłeś o mnie: „Wnuk Trzeciego”, a ja czułem jak nasza więź powoli kruszeje; zanika. Chwile, wspomnienia, które razem dzieliliśmy odchodziły w niepamięć. Pomiędzy nami wyrastał mur, przez którego nie miałem sposobu cię dostrzec.

I właśnie wtedy zrozumiałem. Ty… tęskniłeś za nim, prawda?

Ja… Przecież byłeś tylko ty!

– Ja… Tak. Wiedziałem o tym. Wiedzieli wszyscy. Naprawdę tęskniłeś. Widziałem to w każdym twoim geście, każdym słowie, które wypowiedziałeś; cały ty byłeś przesiąknięty tęsknotą. To ona była źródłem twojego smutku, bólu, ale także determinacji; była tym, co podtrzymywało cię przy życiu. Sasuke Uchiha, prawda? Dopiero teraz, po tych trzech długich latach zrozumiałem, że gdyby on nie istniał, ciebie również by nie było. I tak też się stało…

Konohamaru, ja… Nie, nie, nie, nie, ja…!

– Nie wiem, jaki demon szeptał ci wtedy do ucha. Co cię podkusiło? Mówiłeś: „Mam plan, zostawcie to mnie!”. Popierałem cię, choć nie zdradzałeś żadnych szczegółów dotyczących twojego przedsięwzięcia. Wierzyłem, że postąpisz słusznie, ciągle przecież powtarzałeś: „Wiem, co robię, zaufaj mi!”

Przepraszam. Wybacz mi, proszę…

– Kurwa, UFAŁEM! M-myślałem, że wymyśliłeś coś naprawdę dobrego! Tak długo przecież omawiałeś wszystkie aspekty z Tsunade-sama, zawsze opuszczałeś jej gabinet zadowolony! Wierzyłem w ciebie! Cholera, WSZYSCYŚMY wierzyli! Że dzięki „temu” skończy się ta podła rzeź, że w Kraju Ognia znowu będzie spokojnie i bezpiecznie. Ale ty tylko chciałeś pokazać jaki z ciebie bohater!

To wszystko było nieprawdą, Konohamaru, ja tylko…

– DROGA DO ZOSTANIA HOKAGE NIE JEST PROSTA! NIE MA W NIEJ SKRÓTÓW! TAK MÓWIŁEŚ!!! Więc coś myślał, rzucając się prosto w ogień?! Uważałem cię za doświadczonego ninja, ale ty wyglądałeś, jakbyś rozum pozostawił gdzieś daleko! Taki typowy narwaniec, Naruto, zupełnie jakbyś ledwo co skończył Akademię!

A jednak w twoich ruchach nie było niczego z genina. Jak zwykle były one płynne i stanowcze, takie, jakimi… mi imponowałeś…

Nie chciałem, byś był tego świadkiem.

– Lecz to nie mogłeś być ty, choć wszyscy mieszkańcy wykrzykiwali twoje imię. Żebyś przestał, opanował się. Ktoś wrzasnął: „Szaleniec!”. A ja, Naruto, naprawdę zacząłem się bać. Bałem się ciebie. Byłeś jak opętany; rzucałeś się jak bestia – to na jednego, to na drugiego. Przerażałeś mnie. Z każdym kolejnym przeciwnikiem, którego pozostawiałeś na granicy śmierci, uświadamiałem sobie, że to nie twoją twarz widziałem. Ten ktoś, lub coś, skradło ci ciało, opętało ducha. To jego oczy widziałem – krwistoczerwone ślepia ze źrenicą jak u kota; to jego demoniczny uśmiech wykrzywiał ci usta…
Pragnąłem cię ratować… choć cię wtedy znienawidziłem…

– KONOHAMARU! – Przeszywający krzyk rozdarł powietrze i zerwał ptaki do lotu. Wiatr swym szumem i świstem próbował go zagłuszyć, lecz krzyk rozległ się znowu. Świdrował uszy, zakołysał gałęźmi drzew.
Zaś trzeci zmienił się w rozpaczliwe wołanie o ratunek. Beznadziejne błaganie o ostatnią deskę.
Rzućcie mu, podajcie dłoń! Zaraz utonie we łzach…!
– Ty głupi dzieciaku! – wykrztusił z wyrzutem Naruto; jego głos był chrapliwy i niewyraźny. – T-ty głupi… bachorze! Droga do zostania Hokage nie jest PROSTA! Nie ma w niej SKRÓTÓW! Tyle razy ci powtarzałem!
Po pięści blondyna spływała szkarłatna ciecz. Nie czuł bólu, kiedy uderzał nią raz, po raz, w gliniastą ziemię. To było niczym w porównaniu z jego wewnętrznym cierpieniem. Zupełnie niczym wobec poczucia winy, które nie pozwalało mu normalnie żyć.
– Bohater… Stanie się nim za wszelką cenę, to było twoim marzeniem, prawda? Wielki Wybawiciel Wioski Liścia, Konohamaru Sarutobi – rzeczywiście, tytuł godny twojego wyobrażenia… Zginął śmiercią niefortunną w ferworze bitwy w czasie Wojny Pięcioletniej – wyrecytował, a jego głos z każdą chwilą cichł coraz bardziej.
I nagle Naruto poczuł się naprawdę zmęczony. Czuł jak jego mięśnie wiotczeją, a jego ciało osuwa się na mokrą, od wieczornego deszczu, trawę. Była kojąco chłodna dla jego rozpalonej skóry.
– Naruto! – usłyszał krzyk za sobą wraz z serią przyspieszonych kroków.
Przepraszam, Konohamaru…
– Co cię podkusiło, by opuszczać szpital w takim stanie?! – usłyszał już tuż nad sobą pełen goryczy głos Tsunade. Tylko dlatego otworzył oczy.
– Nienawidzę cię, Tsunade. – Już nie „babuniu”, już nie.
– Zabierzcie go.

Minął kolejny rok, a wiele rzeczy uległo zmianie.

Tsunade wciąż nie miała odwagi spojrzeć Naruto w oczy – ich wspólna toksyczna tajemnica ciągle zbierała swoje żniwo. Za dużo wtedy wymagała; rzeczy, które były dla niego nie do osiągnięcia. Dlatego się załamał i wybuchł gniewem, który zdziesiątkował szeregi shinobich ich, jak i wroga. Czuła na sobie ciężar winy za to, co się stało, a obecność Naruto tylko to potęgowała. To nic, że on już jej wybaczył. Świadomość tego, że jej decyzja, o pozwoleniu Naruto walczyć, zabiła Konohamaru, wtedy najbliższą mu osobę, była najgorszym, czego mogła doświadczyć.

A Sasuke Uchiha? Tylko raz powrócił do Konohy. Tsunade wystawiła jego wiosce ultimatum i, jako władca feudalny, musiał się mu podporządkować. Czy Naruto się z nim spotkał? Tak, ale nie zamienili żadnego słowa. Za dużo było w nich wzajemnego żalu i goryczy, by cokolwiek powiedzieć. Naruto oddał mu tylko jego ochraniacz. Nawet nie wiecie, jak mu ulżyło, kiedy go przyjął.
Nawet się nie pożegnali. Nie musieli – wiedzieli, że kiedyś znów się spotkają, choć ich drogi były zupełnie inne. Jednak to wystarczyło, by Naruto już nigdy nie zatęsknił.

Sam Naruto układał sobie życie u boku Hinaty Hyuuga. Ta okazała się być wierną i lojalną żoną, oddaną gospodynią, a także idealną matką. W swoich przekonaniach przypominała Konohamaru, lecz nie z tego powodu ją wybrał. Potrafiła zrezygnować dla niego z własnej kariery ninja, by tylko go uszczęśliwić. To było poświęcenie, którego poszukiwał i właśnie w jej osobie je znalazł. Dlatego Hinata i Naruto ofiarowali sobie siebie nawzajem, własne ciała i dusze, do końca swoich dni. Było to źródłem szczęścia, które wkrótce zaowocowało bliźniaczym potomstwem.

Naruto nigdy nie zapomniał o swoim serdecznym przyjacielu, Konohamaru. Jego grób odwiedzał regularnie, bowiem wciąż w jego sercu mieścił się ból i żal za to, co się stało. Wyrzuty sumienia powracały każdego wieczoru, bolało każde wspomnienie jego zastygłej w szoku twarzy, a jednak ten rozdział był już dla niego zamknięty. Zaczynał nowe życie, na które nie mógł patrzeć przez pryzmat jego osoby.

Pozostało mu tylko zastanawiać się, czy ta mrugająca gwiazda nie nosi czasem jego imienia…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Miyuki dnia Pią 19:44, 16 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 1part, czyli Krótka Twórczość Strona Główna -> Dramat Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin